Dla mnie antykwariat jest miejscem
magicznym, w którym mogę odnaleźć książki zarówno ogólnodostępne
(popularne, które można kupić bez najmniejszego problemu) oraz rara avis
czyli biału kruk - książka o niskim nakładzie, którą bardzo trudno
nabyć, a jeżeli już jest taka możliwość, to ma bardzo wysoką cenę.
W antykwariacie każda książka
już ma swoją historię, np. kiedyś widziałam całą serię Nike z
wydawnictwa Czytelnik, którą sprzedał starszy Pan na emeryturze i na
ostatniej stronie pisał notatki: kiedy zaczął czytać, co o książce myśli
i kiedy skończył czytać. W antykwarycznych woluminach można znaleźć
stare zdjęcia, bilety, a na biletach notatki o książce, zaschnięte
rośliny, które służą jako zakładka. Bardzo lubię w książkach, a
szczególnie tych przedwojennych exlibrisy, które teraz nie są popularne.
Exlibris sam w sobie już jest sztuką, niekiedy wykonany przez znanych
artystów dla sławnych ludzi. Do takiego miejsca nie można wejść na
chwilę i pospiesznie przejrzeć regały, to miejsce w którym czas się
zatrzymuje, a książka sama przywołuje swojego właściciela. Dzisiaj jedna
książka sama wpadła mi w ręce w antykwariacie w Raciborzu, a jest to
"Młodsza Lubohradzka" - powieść Konstancji Bielskiej, wyd. Nakładem
Księgarni Ignacego Rzepeckiego w Warszawie, przy Nowym świecie 9, w roku
1914. Książka zawędrowała aż do Lwowa do wypożyczalni "Basia" przy
ulicy Jabłonowskich 112 - otrzymała numer katalogowy 1252. Nie wiem
jakie były losy tej książki i pewnie nigdy się nie dowiem.I tak zrodził się pomysł na "Piątkowe spotkania w antykwariacie". Postaram się co piątek przedstawić jakąś ciekawą historię związaną z antykwariatem.
P.S. recenzja ww książki oczywiście będzie zamieszczona na moim blogu.
Oto zdjęcia stuletniej książki "Młodszej Lubohradzkiej" i jak widać, egzemplarz nie jest w doskonałej kondycji ale na tym polega cały urok i magia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz