piątek, 20 grudnia 2013

Zaginione skarby Biblioteki Aleksandryjskiej

Zapraszam do obejrzenia ciekawego filmu, który opowiada o pierwszej bibliotece starożytnego świata. Ponad 2000 lat temu Biblioteka Aleksandryjska w Egipcie prawdopodobnie była największym ośrodkiem naukowym na świecie. To tam, po raz pierwszy obliczono rozmiary Ziemi i określono liczę gwiazd na niebie. Biblioteka przechowywała ponad 700 tysięcy zwojów.


piątek, 6 grudnia 2013

Tomasz Ratajczak: Mistrz Benedykt - królewski architekt Zygmunta I.

Autor w tej książce poddaje się rozważaniom na temat jednego z głównych architektów Zygmunta I, mistrza Benedykta. Książka przeznaczona jest dla czytelników zainteresowanych historią sztuki, dziejami architektury i jej detalami, na pograniczu gotyku i renesansu za czasów Jagiellonów. 
       Niniejsza publikacja wpisuje się w długą tradycję historycznych monografii poświęconych architektom. W pierwszych słowa autor pisze, że „praca stanowi próbę wpisania się w tę tradycję, a przyjęcie jako obiektu badań postaci mistrza Benedykta podejmującego szereg zleceń na dworze Zygmunta I wynika z zainteresowania klasą jego architektonicznych realizacji” (...)(s.7) 
      Działalność tego architekta już wcześniej była poddawana pracom badawczym przez innych uczonych. Nie jest to zatem pierwsza taka monografia ale duży postęp w badaniach tamtego okresu, skłonił Tomasz Ratajczaka do ponownego zgłębienia tematu. Do przedsięwzięcia tego tematu skłoniła go niedawna restauracja zamku wawelskiego, przynosząca wiele informacji na temat tej architektury, która w znacznej części powstała pod przewodnictwem mistrza Benedykta. 
      Oprócz mistrza, w tej pozycji, znajdziemy wiele informacji na temat dwu innych bardzo ważnych architektów Zygmunta I, tj. Franciszka Florentczyka oraz Bartłomieja Berrecci. 
      Z pierwszego rozdziału zatytułowanego Mistrz Benedykt na tle stanu badań historii sztuki i w świetle źródeł archiwalnych, można dowiedzieć się o budowlach przypisanych mistrzowi. Autor w tym rozdziale podpierając się, oprócz własnych wniosków, na tezach autorów innych publikacji wysnuwa wniosek taki, że działalność Benedykta należy łączyć z częścią rezydencji wawelskiej, pałacem w Piotrkowie, zamkiem w Sandomierzu oraz Domem Płóciennika we Wrocławiu. Lista obiektów jemu przypisana i powstałych pod królewskim patronatem liczy obecnie kilkanaście budowli. Jednakże autentyczność praw autorskich, przypisywana Benedyktowi, poddawana jest ciągłej analizie. Autor książki z pewną dozą krytycyzmu podchodzi do badaczy naukowych i ich wyników, którzy tylko na podstawie pewnych detali architektonicznych, głównie portali i obramień okiennych, przypisywali autorstwo jakiejś budowli, Benedyktowi. Rozdział obejmuje też inny ważny elementem jego monografii czyli pochodzenie, które miało istotny wpływ na źródło form w jego architekturze.
       W drugim rozdziale można poznać gruntowną charakterystyką architektoniczną sejmowej rezydencji Zygmunta I w Piotrkowie oraz ogólne zagadnienia na temat pałaców wieżowych. Turris w Piotrkowie (…) „projektanta stała się trampoliną, do znakomitej kariery dworskiego architekta, którego rosnący prestiż potwierdza list wrocławskich rajców z 1518 roku, proponujących Benedyktowi intratne stanowisko miejskiego budowniczego. Oferta ta nie została przyjęta i już w roku następnym Benedykt wymieniany jest w źródłach jako murator Castri Cracoviensis” (s.80)
         Kolejny rozdział pozwala zapoznać się z przebudową zamku królewskiego na Wawelu, która była wspólnym dziełem włoskich architektów, wspomnianych we wstępie, oraz mistrza Benedykta. Głębokiej analizie poddana została zarówno sama budowa Wawelu jak również detale, które co do meritum tematu, są bardzo istotne. Istotnym zagadnieniem tej części jest proweniencja kamieniarki węgierskiej i polskiej, która porównana została na przykładzie budowli wawelskiej oraz kilku rezydencji Królestwa Węgierskiego, biorąc pod uwagę w głównej mierze fragmenty portali, obramień okiennych, sklepień i profili w formie krzyżujących się lasek opartych na żłobkowanych cokolikach. Autor podaje również inne (hipotetyczne) proweniencje szkół kamieniarskich, np. południowoniemiecka, włoska i górnowęgierska (ob. Słowacja). Wszystko to, ma na celu, aby dotrzeć do genezy pochodzenia mistrza oraz szkoły, z której wywodził swoje pomysły. 
         Oprócz wyżej omawianych kwestii, autor pochyla się nad współpracą i statusem zawodowym różnych architektów mających swój wkład w rozwój rezydencji na Wawelu, poświęca jednakże najwięcej uwagi trojgu z nich: Franciszkowi Florentczykowi, Bartłomiejowi Berrecciemu i Benedyktowi. „Moment rezygnacji i jednocześnie aktywnego współdziałania był niezbędny w celu stworzenia takiej płaszczyzny koncepcyjnej, na której możliwości partnerów mogły być realizowane, zaspakajając jednocześnie wymagania inwestora. Powstałe w ten sposób dzieło jawi się jako skutek zderzenia i interakcji kilku odmiennych jednostek twórczych, skłonionych do kompromisu i dopasowania. W tym wypadku koniecznym warunkiem wykonania jednolitego dzieła było uznanie przez wszystkich twórców priorytetu racji pragmatycznych, a nie indywidualnej ekspresji” (s. 247)
           W czwartym rozdziale omawia udział mistrza Benedykta w przebudowie zamku sandomierskiego i niepołomickiego. Stan zachowania obu obiektów, niestety nie pozwala autorowi książki, na szczegółowe określenie prac nad tą architekturą. Dlatego stopień zaangażowania pracy Benedykta w powyższych budowlach opiera się głównie na objaśnieniu „nielicznych reliktów gotycko-renesansowej kamieniarki, zachowanych w obu budowlach. (s. 255)
        Z kolejnego, dowiemy się o hipotetycznych dziełach architektury przypisywanych mistrzowi Benedyktowi. A miałby być autorem między innymi zamku królewskiego w Radomiu oraz rezydencji możnowładczych w Wiśniczu, Mokrsku Górnym i Dąbrowicy. (s. 276)
        Ostatnia część publikacji traktuje o oddziaływaniu architektury mistrza. I tutaj autor, chyba ze smutkiem, musiał przyznać, że ważność artysty definiowana jest według skali oddziaływania jego twórczości i inspirowania się nim innych, a tego Benedyktowi niestety nie można przyznać.
           W publikacji zawarte są solidne argumenty, „za” i „przeciw”, postawione jakimś tezom lub hipotezom, które poparte są bardzo bogatą bibliografią, dokumentacją fotograficzną i archiwalną (np. liczne rachunki za wykonane prace) oraz własną pracą badawczą autora. 
           Książka ta nie jest biografią Benedykta, bo na niewielu źródłach byłaby oparta, co w rezultacie byłoby tylko jedną wielką hipotezą, sprzeczną przecież z założeniami historiograficznymi. Publikacja, bardzo obiektywnie i rzetelnie przypisuje, mistrzowi Benedyktowi, miejsce w szeregu wśród innych architektów. Czytając, ma się jednak wrażenie, że autor książki, jest lekko stronniczy (biorąc pod uwagę mnogość hipotez) i faworyzuje go na tle innych znaczących architektów króla Zygmunta I. Udowadnia to w ostatnim zdaniu, pisząc: (...)”Benedykta należy uznać za jednego z najważniejszych przedstawicieli sztuki tego (dot. przełomu średniowiecza i nowożytności) nurtu w skali całego regionu.” (s. 332) Wcześniej jednak, paradoksalnie, przyznając ubóstwo danych źródłowych na jego temat. 
          Niemniej książkę czyta się bardzo szybko, lekko i płynnie, co jest bardzo ważne podejmując taki temat, który znany jest tylko wąskiemu gremium. Pewnikiem jest, że po lekturze, niejeden czytelnik, uważnie patrząc na gotycko-renesansową architekturę, będzie doszukiwał się pręta oplecionego wstęgą lub tak charakterystyczne, krzyżujące się laskowania wygięte w ośli łuk. Minusem recenzowanej książki może być mnogość faktów, które po pewnym czasie, powodują wrażenie powtarzalności. Momentami książka oddaje ducha dobrego thrillera, a mam na myśli tutaj budowanie napięcia w kwestii kluczowej, to znaczy czy „Benedykt wielkim architektem był”. W pewnym momencie, mamy już wszystkie kluczowe dowody na stole, przemawiające „za”, już „witamy się z gąską” ale niestety, autor szybko przywołuje nas do rzeczywistości. Bardzo podobała mi się taka żonglerka argumentami, bo tak jak pisałam wcześniej, książka nie była nudna, wręcz przeciwnie. 


poniedziałek, 2 grudnia 2013

Wichman. Krucjata - Piotr Owcarz

"Wichman. Krucjata" jest debiutancką powieścią historyczną , Piotra Owcarza ,w klimatach epoki średniowiecza. Czy udało mu się wpisać w nurt tego gatunku, który reprezentowany jest przez Bunscha, Kossakową lub Kraszewskiego? Przeczytajcie i zobaczcie.
Zawarta w książce historia opowiada o burzliwych czasach przed millenijnych. Akcja umiejscowiona jest w Europie - głównie na terenach dawnych Germanów i Słowian.

Losy głównych bohaterów – Wichmana i Ekberta – poznajemy w momencie powrotu z Akwizgranu, gdzie gościli na dworze rex Ottona. Udają się na zrękowiny swojej siostry. Po drodze, kierują się na spoczynek do gospody, w której dochodzi do bójki między nimi, a mężczyznami przebranymi za benedyktynów. Wpadają w zasadzkę. Na życie i majątek grafów saskich, czyha ich stryj, do którego właśnie się jadą.
Wichman i Ekbert są sierotami, potężnego i sławnego rodu Billungów. Najpierw wychowywał ich dwór, a później ulica. Ulica miała ogromny wpływ na ich kodeks moralny, postępowanie, oraz język. Już pierwsze wersy mówią, iż oni nie rozprawiają językiem salonów i elit – co czyni ich jednak, barwnymi i nietuzinkowymi postaciami.

Dlaczego wujowi, aż tak bardzo zależy na ich unicestwieniu? Od wieków historia pokazuje, że wszystko rozgrywa się albo o pieniądze, albo o ziemię , albo o kobietę. W tym przypadku, przyczynkiem do niezgody była kobieta. Na imię jej, Adelajda, i jest przybraną siostrą braci. O jej względy zabieg, kilkunastu adoratorów. Stryj, chce ją oddać komuś innemu, po prostu - sprzedać z zyskiem.

Pewnego dnia, znika ukochana Wichmana, a on sam zostaje oskarżony o zabójstwo, a wszystko to wiąże się z pewnym proroctwem wiedźmy z Czarrtowa: "(...)Wybrany przez Szatana syn z rodu Sasów będzie przewodzić wtedy wilkom i dokona zagłady miasta siedmiu sprawiedliwych mężów. Ręce jego będą popełniały zło do czasu, aż nie nadejdą niebiańscy aniołowie. Pokonany wtedy w walce przez ludzi wschodu zalegnie na chrystusowym drzewie i pochłonie go wieczny ogień(...)".

Przed Wichmanem i jego towarzyszami, daleka droga, na której znajdą się czarownice, smoki, polityczni rywale, piękne kobiety, a nawet sam diabeł. W tej długiej powieści, liczącej około pięćset stron, znajdziemy także wątki niezwiązane bezpośrednio z Wichmanem. Gros fabuły powieści, poświęcone jest Adelajdzie, czyli ukochanej Wichman. I te fragmenty najbardziej mnie ciekawiły, bo miały w sobie elementy romansu i fantasy, a miejscami ocierały się o zjawiska, których "szkiełko i rozum" nie są w stanie pojąć.

Dużym plusem książki jest wartka akcja, rzetelność w opisach obyczajów i historii średniowiecza. Pikanterii książce dodaje mnogość wątków erotycznych, niekoniecznie w smaczny sposób opisana, można było lepiej i bardziej wysublimowanie. Kołki i świece paschalne, Panie Owcarz, o jeden krok za daleko. Gdyby nie te ordynarne opisy, to mógłby powstać wspaniały epos rycerski, którego brak na naszym rynku wydawniczym.

Moim zdaniem autor, w niektórych momentach nie radził sobie z językiem stylizowanym a` la średniowiecze. Mam na myśli, na przykład, zdanie wypowiedziane przez rycerza: "oczy wyszły mi z orbit". Moje oczy, czytając te słowa, dokładnie, to samo zrobiły. Po raz kolejny zadziwiłam się czytając zdanie:"Narzędzie fryzjerki kilkakrotnie przecięło powietrze, rzeźbiąc w nim jakieś niewidzialne obrazy". Rzeźbić obraz? Metafory nie są najmocniejszą stroną w tej powieści. Tak samo było w przypadku dialogów i opisów. Niektóre z nich, naprawdę siliły się, na dokładne odzwierciedlenie sytuacji – tak jak było to w przypadku scen, miłosnego uniesienia lub pójścia "za potrzebą".

Czytając zakończenie, czuje się, że autor gdzieś pędzi i przez to, koniec jest nijaki. A szkoda, bo możnaby było, fabułę poszerzyć o kolejne tomy.
Wielkim walorem książki jest prowadzenie postaci i samego czytelnika przez wielość wątków. Nie sposób się zgubić, albowiem ma się wrażenie "prowadzenia nas za rękę" przez kolejne arkana powieści.
Podsumowując, debiut uważam za udany.