sobota, 30 listopada 2013

Samsara. Na drogach, których nie ma - Tomek Michniewicz

 To nie jest książka dla doświadczonych podróżników, chcących dowiedzieć się z tej książki jeszcze więcej na temat Azji, z punktu widzenia naukowego i poznawczego. Myślę, że autor pisząc "Samsarę" nie miał takiego ambitnego celu. Na początku chcę wyjaśnić, że bezcelowe jest stawianie zarzutów Tomkowi Michniewiczowi, napisania słabej książki podróżniczej, która de facto nie miała taką być. Nieporozumienie w ocenie książki przez innych recenzentów może wynikać z tego, że nie zapoznali się z kontekstem powstania książki.
        Jak sam autor wskazuje na swojej stronie internetowej - ta lektura, to pochwała na cześć życia, radości z małych rzeczy i cieszenia się z każdej chwili. Bardzo chciał aby ta książka miała ducha idei stylu życia backpakera czyli osoby podróżującej bez pomocy biura podróży. Nie miał potrzeby stworzenia rzetelnego przewodnika dla osób oczekujących tylko rad i suchych treści. Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta - Tomek nie jest podróżnikiem, choć często tak o nim mówią. Sam siebie określa mianem backpakera. Z plecakiem odwiedził około 37 krajów. Na co dzień jest fotografem, radiowcem i dziennikarzem.
            Dla kogo zatem jest ta książka? Książka przeznaczona jest dla czytelników preferujących treści  awanturniczo-przygodowe ale również dla zakochanych w Azji i jej walorach czyli kuchni, tradycjach i kulturze. Autor ze swadą i lekkim piórem z okraszonym dużą dawką humoru, wciąga nas w różne swoje historie. Pokazuje nam powszedni rytm życia lokalnych społeczności, dzieli się cennymi radami, którymi należy kierować się w podróży do egzotycznych krajów. W swoich wspomnieniach jest bardzo obiektywny ale nie oznacza to, że zostajemy odarci z magicznej aury, którą mają w sobie baśniowe Indochiny.
         Wobec powyższego weź "Samsarę" do ręki i pozwól prowadzić się drogami , których nie ma, a które prowadzą do miejsc, o jakich nie śniłeś. Co może nas poprowadzić do takich miejsc? Intuicja – już na początku książki, autor, mocno podkreśla jej znaczenie w dalekich podróżach. W książce przytacza historie, które potwierdzają , że jeżeli nie wiesz co wybrać, którędy podążać dalej albo komu zaufać, to zdaj się tylko na nią. Opisuje sytuacje, w których tylko ona mu pozostała i uratowała życie.
          Celem podróży jest poznanie prawdziwego dziadugara czyli czarownika. W poszukiwaniach pomoże mu troje przyjaciół: Adam, Tomek i Marianna– każde z nich będzie towarzyszyło mu na innym etapie podróży.
          Pierwsze kroki razem z Adamem skierują do Nepalu, w którym spotkają sadhu czyli świętych mężów. Niespodziewanie wezmą udział w manifestacji komunistycznej, która doprowadziła do obalenia króla Gyanendry oraz zobaczą żywą boginię czyli kumari. W Indiach wybiorą się do kina na film rodem z Bollywood. W Wietnamie wezmą udział w spektaklu teatru lalek na wodzie.
            Z Tomkiem, kolejnym kompanem w podróży odwiedzą Kambodżę i jej khmerskie świątynie. Z hodowcą skorpionów porozmawiają na temat winy i odkupienia grzechów. Historia o poszukiwaniach przemytników sztuki powoduje, że książka nabiera dużego przyspieszenia. Niestety, tutaj autora chyba lekko poniosła fantazja, bo przeczytawszy fragment o odnalezieniu figurki króla Jayavarmana VII z przełomu XII/XIII wieku oraz jej dokładnej i natychmiastowej analizie, jak czas i minerały działały na piaskowiec, poczułam się jak widz filmu India Jones lub co najmniej czytelniczka Alfreda Szklarskiego. W takich "smaczkach" upatruję jednakże duży plus dla warsztatu pisarskiego, ponieważ ma to swój niezapomniany urok i jest to niezwykła sztuka aby wciągnąć czytelnika w narrację. Bo któż z nas nie lubi czytać z wypiekami na twarzy o takich przygodach?
           Po schwytaniu złodziei, udali się do między innymi do Tajlandii na Festiwal Wegetariański i niech was nazwa nie zmyli ale o tym przeczytajcie sami, gwarantuję niezpomniane wrażenia. Nie zapominajmy, że celem podróży jest odnalezienie prawdziwego czarownika. W Tajlandii napotykają na Mu-Sung – ludzi o nadludzkich mocach, którzy między innymi chodzą po rozżarzonych węglach. Następnie wyruszyli do Laosu i Kuala Lumpur gdzie usłyszeli o szczekających jeleniach.
           W ostatnią podróż tym razem ze swoją ukochaną Marianną udali się do Singapuru – ale czy tam odnaleźli cel swojej wyprawy? Przekonajcie się o tym sami bo czytanie tej książki , to sama przyjemność, która przynosi wiele wrażeń, bo jak sam autor powiada, nigdy nie wie gdzie skończy dzień i gdzie będzie spać. Bez planu podąża przed siebie i dzięki temu trafia do miejsc, o których nie można przeczytać w przewodnikach. 
           
Książkę czyta się jednym tchem, a to dzięki prostemu językowi, umiejętnie poprowadzonej narracji, która nie nudzi oraz pięknym fotografiom bieżąco ilustrujących wydarzenia opisywane w książce. Tak jak pisałam na początku, nie spodziewajcie się głębokich refleksji, tak jak na przykład u znakomitego Tiziano Terzani.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz