wtorek, 24 lutego 2015

Ziarno prawdy - Zygmunt Miłoszewski

Jestem chyba jedną z ostatnich osób, które dopiero teraz przeczytały tę książkę i usłyszały o jej autorze czyli Zygmuncie Miłoszewskim. Nie jestem miłośniczką kryminałów i dlatego też nie interesowałam się nowościami z tego gatunku. Nie ukrywam, że promocja cenowa w pewnym dyskoncie z owadem w tle i film spowodowały, że postanowiłam z przekory przeczytać "Ziarno prawdy". Z bardzo dużym dystansem podchodziłam do lektury ale niepotrzebnie, bo książka porwała mnie od pierwszych stron. Jest to taki typ literatury, który nie daje codzienności normalnie funkcjonować. Wszystko schodzi na dalszy plan albo najpilniejsze rzeczy robione są w biegu. Prokurator Teodor Szacki przyjeżdża do prowincjonalnego Sandomierza,
które co prawda od osiemnastej było wymarłe – ale niestety nie dlatego, że mieszkańcy sie pomordowali. [s.20-21] ale dlatego, że była to typowa "dziura zabita dechami". W Warszawie zostawił swoją przeszłość – rodzinę i karierę dla sielankowatego miasteczka, w którym miał zacząć nowe życie. Po Wielkanocy dostaje śledztwo, które ma rozwiąć kto zabił działaczkę społeczną, której zwłoki znaleziono pod murami starej synagogi. Powracają antysemickie zaszłości – legendy i przesądy. Jak rozwikłać zagadkę jeżeli lokalna społeczność milczy?
Miłoszewski bardzo sprawnie wodzi za nos czytelnika. Mamy wiele zagadek i za każdym razem rozwiązanie ich nie jest takie oczywiste jakby wydawać się mogło. Bohaterowie są niesztampowi z bardzo ciekawymi życiorysami. Dialogi soczyste, dzięki którym książka wchodzi jak "nóż w brzuch" ;)

Polecam! 5/6

1 komentarz:

  1. Nie jesteś ostatnia, która przeczytała tę książkę, chociaż autora znałem już z "Uwikłania" i "Domofonu" :) Zapraszamy do nas

    OdpowiedzUsuń